Jednym z pierwszych wcieleń teatralnych Wiktorii Gorodeckiej była... guma do żucia w szkolnej etiudzie. Dziś nazywana jest specjalistką od wyrazistych kreacji kobiecych, których zróżnicowanie budzi podziw. Jej ostatnia rola teatralna to magnetyzująca, choć jednocześnie antypatyczna Hedda Gabler stworzona pod kierunkiem Kuby Kowalskiego - pisze Agnieszka Rataj w miesięczniku Teatr.
Kasztanoworude włosy, zielone, wyraziste oczy, nieco ukośne brwi. Jest w twarzy Wiktorii Gorodeckiej coś, co kojarzyć się może z kaukaskim typem urody. Tak mogła wyglądać Tatiana z "Oniegina" Puszkina lub Nastazja Filipowna z "Idioty", którą zresztą zagrała w Teatrze Narodowym, stając się najważniejszą z postaci w tej inscenizacji powieści Dostojewskiego. Postacie sceniczne kreowane przez pochodzącą z Litwy aktorkę odznaczają się swoistą zachłannością istnienia. Potrafią zdominować scenę, pojawiając się na niej nawet tylko przez chwilę. Urodzona w 1982 roku Gorodeckaja do Polski przyjechała dopiero po zdaniu matury, do mieszkającej tutaj matki, nie myśląc jeszcze wówczas o zawodzie aktorskim. Od dziecka jednak grała na skrzypcach i tańczyła. Pod surowym okiem wychowującej ją babci nauczyła się, że talent to zaledwie ułamek sukcesu, który musi podpierać ciężka praca. Na Litwie skończyła szkołę muzyczną drugiego stopnia. W Polsce