- Każda aktorka marzy o zmierzeniu się z tak fantastycznym tekstem i z samym sobą. To jest ogromny wyczyn stanąć przed publicznością przez dwie i pół godziny i nie zanudzić jej - mówi MARIOLA ŁABNO-FLAUMENHAFT, aktorka Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie o swojej "Shirley Valentine".
Oczarowała nas pani rolą Shirley Valentine... - Może mi się to po trosze udało, że nie zanudziłam ludzi. Czyim pomysłem było, żeby Pani dać tę rolę? - Dyrektor Rybka zapytał, czy znam ten tekst. Powiedziałam, że znam. Nie mogłam nie znać, ponieważ rok temu robiła go moja koleżanka Małgosia Gadecka. Poza tym to był tekst wykonywany przez panią Krystynę Jandę. Zresztą ona miała cykl kobiet niezwykłych. Była to właśnie Shirley Valentine, Marlena Dietrich i Maria Callas. Ja pani Krystyny Jandy nie widziałam w tej roli, ale słyszałam, że jest znakomita i to też było jakby podwójne wyzwanie. Nie bała się Pani porównania z Krystyną Jandą? - Bałam się. Każdy się boi takich porównań. Ale nie byłoby wtedy sensu śpiewania piosenek wykonawców takich jak Edith Piaf czy Marlena Dietrich. Trzeba podjąć wyzwanie. Moje przedstawienie jest inne. Tak naprawdę nie ma tego jak porównywać. Tylko tekst jest ten sam. No i problem oczywi�