"Zabobon, czyli Krakowiacy i Górale" w reż. Janusza Józefowicza w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Widowisko przypomina dożynki z czasów Gomułki. "K+M+B 1959" - taki napis widnieje na belce stodoły, w której rozgrywa się część akcji w spektaklu "Zabobon, czyli Krakowiacy i Górale" w Operze Narodowej. Ta data to ponoć rok urodzenia reżysera i choreografa Janusza Józefowicza, ale gdyby ktoś się nie zorientował, mógłby się domyślać, że rzecz ma się dziać w tym właśnie roku. I rzeczywiście, to, co widzimy na scenie, przypomina dożynki z czasów Gomułki na nowym jeszcze wówczas Stadionie Dziesięciolecia. Estetyka podobna, poziom nawet niższy, bo na owych dożynkach pokazywano skomplikowane struktury plastyczno-choreograficzne typu takich, jakie można dziś jeszcze obejrzeć w Korei Północnej. W Operze Narodowej zaś choreografia jest dość prosta, wręcz rozczarowująca dla tych, którzy po Józefowiczu spodziewali się fajerwerków. Spektakl jest po prostu brzydką ramotą, odbębnioną z powodów rocznicowych (jest to wersja Karola Kurpińskiego, a