Nie wystarczy tylko odkurzyć jakieś sceniczne starocie i je wystawić. Kiedy sięga się po sztuki z lamusa, trzeba znaleźć choćby pretekst. Może nim być aluzja do współczesnej rzeczywistości, świetny zespół aktorski czy kapitalna koncepcja reżyserska. Ale może również nim być sympatia do rodzimej, narodowej dramaturgii, która z różnych względów zeszła do rzędu archiwalnych ramot, choć kiedyś święciła triumfy, bawiła widzów, stanowiła coś w rodzaju ożywczych prądów w literaturze. Chyba na tej zasadzie Jerzy {#os#6274}Rakowiecki{/#} otrzepał z kurzu biblioteczny egzemplarz "ZABOBONU CZYLI KRAKOWIAKÓW I GÓRALI" Jana Nepomucena Kamińskiego i przystosował go do potrzeb scenicznych. Reżyser Rakowiecki ma doświadczenie w tym względzie, bowiem na swoim koncie ma takie pozycje jak "HENRYK IV NA ŁOWACH" czy "CUD MNIEMANY" Bogusławskiego. Czyli można mówić o zafascynowaniu realizatora światem teatralnym z przełomu dwu epok
Tytuł oryginalny
Zabobon
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Lubelski Nr 253