Zmienić dramat wszech czasów w ponury absurd, w podły i podrzędny teatrzyk miałkich dość dziejów? Jak wam się podoba? - o spektaklu "Hamlet" w reż. Attili Keresztesa w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
Ujrzałem dziś na scenie Teatru Śląskiego interesującą, współczesną, odważną - acz nie krzykliwą - scenografię. Zdawała się zapraszać do fascynującej wędrówki po dusznej wprawdzie i przywodzącej na myśl więzienie, a jednak intrygującej Danii z szekspirowskiego arcydramatu. Żar mego wewnętrznego dyskursu, zachwyt nad feerią efektów wizualno-dźwiękowych ostygł, gdy zdałem sobie sprawę ze smutnej prawdy, że cała ta teatralna machina maskować ma jedynie aktorskie niedostatki. Ma odwracać uwagę od przegrywających starcie z wersami Stratfordczyka aktorów Śląskiego Teatru. Najwspanialsze monologi wszech czasów wyrzucane niedbale, wystrzeliwane bełkotliwie w tempie uwalniającym od konieczności jakiejkolwiek interpretacji. Karkołomna gra z konwencją, siermiężne mrugnięcia do publiczności, karykaturalne ruchy. Wszystko to odpowiadające pragnieniu przemycenia - gdzie się tylko da - choć cienia folwarcznego dowcipku. Wszystko to z nadzieją, �