"Łysa śpiewaczka" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Mirosław Winiarczyk w idziemy.
Premiera w Teatrze Narodowym "Łysej śpiewaczki", debiutanckiej sztuki Eugene'a Ionesco (1949), jednego z twórców powojennego tzw. teatru absurdu, wywołała dziwne komentarze. Niektórzy z lewicowych krytyków chcieli koniecznie zobaczyć w tej sztuce tylko wymiar społeczny, egzystencjalny i krytykę współczesnej rodziny. Tymczasem reżyser Maciej Prus postanowił wydobyć z niej uniwersalną absurdalność dialogów i scenicznych sytuacji. Państwo Smithowie czekają na spóźnionych państwa Martinów. Po przyjściu gości rozpoczyna się absurdalna wymiana zdań, opinii i uwag, a w miarę rozwoju wydarzeń i po pojawieniu się niespodziewanego gościa-intruza staje się jeszcze bardziej groteskowa. Mamy tu do czynienia z pyszną, narastającą zabawą językową i sytuacyjną. Można też dojść do wniosku, że być może sztuki Ionesco nie zawierały aż tak wielkiej głębi egzystencjalnej, jaką im przypisywano. W takim ujęciu sztuka Ionesco stała się parodią teatru