Jedna z najbardziej błazeńskich historii w świecie farsowowodewilowym. W dniu ślubu facet biega po całym mieście, a za nim orszak weselny - narzeczona teść. kuzynek and co. - w poszukiwaniu słomkowego kapelusza, który jego koń zjadł z rana pewnej niewiernej żonie, która spędzała czas na romansach w pobliskim łasku z pewnym ognistym porucznikiem dragonów, który... etc... Autor tego wszystkiego - Eugene Labiche, zwany ojcem nowoczesnej farsy niech będzie po wielokroć wysławiany za obłąkaną galopadę absurdalnych pomysłów. Od 140 lat świat się śmieje patrząc na tę lawinę nieprawdopodobieństwa, a i my w poczuciu łączności z Europą włączyliśmy się w ten rechot za sprawą świetnego tłumaczenia Tuwima wcześniejszej. Przedstawienie w Ateneum jest bardzo wysmakowaną wersją tej historii. Jest farsą, a zarazem pastiszem gatunku, co konsekwentnie podkreśla i reżyseria, i muzyka, i scenografia (w tonacji chagaliowskiej), którą zaprojektował - a
Tytuł oryginalny
Za zdrowie konia!
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 1