Dzieło sztuki, żeby zaistniało dziś w świadomości odbiorców i komentatorów, musi mieć podpórkę. Podpórką może być młodość twórcy, najlepiej połączona z podważaniem całego dotychczasowego dorobku ludzkości w danej dziedzinie. Albo przeciwnie - tak ugruntowana pozycja, że nikt nie odważy się skrzywić. Albo "kultowość" - najczęściej forsownie wykreowana. Albo wpisanie się w modne ciągi skojarzeń, szansa na popisowe komentarze krytyków. Jeśli nie dysponujesz tą lub podobną podpórką, lepiej idź od razu, bracie, na spacer. Nie pchaj się na targ. Ze wzrastającym zdumieniem tuż przed prapremierą "Requiem dla gospodyni" czytałam w prasie zapowiedzi: jak na komendę w każdej pojawiało się skojarzenie z "Weselem". Niekiedy rozbudowane w całe mistyczne sekwencje: "Wesele" - pisano - rozpoczęło XX wiek, a "Requiem" wieńczy stulecie. Tajemnica gremialności tych skojarzeń wkrótce się wydała: zostały one podsuflowane na konferencji
Tytuł oryginalny
Za prosta historia?
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 1