"Skrzyneczka bez pudła" w reż. Andrzeja Sadowskiego na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Za plecami małych rzeczy - piach baśni niewypowiedzianych. Baśnie jasne, szare, czarne. O narodzinach i trupie, o śmiechu, śnie i łzie. Baśnie lęków, baśnie sekretów takich, że niech Matka Boska broni gadać, baśnie wstydów, zgryzot i zgrozy. I jeszcze ta najmocniej zdławiona - baśń popiołów po zbrodni starej, wciąż ukrytej. Za plecami małych rzeczy byle jakich ludzi we wsiach bez znaczenia - tysiąc opowieści z palcem na ustach. Szepczą: ciii... Ale wystarczy przyłożyć ucho, spojrzeć więcej niż dwa razy. Małe rzeczy - choćby rana. Wyschła rana pod okiem albo martwy szyld. W wyreżyserowanej przez Andrzeja Sadowskiego "Skrzyneczce bez pudła" Wiesława Dymnego - blizna na policzku stolarza Forteckiego (Andrzej Franczyk) i sfiksowane "c" w słowie "Lakiernictwo" na łuszczącym się szyldzie nad drzwiami chałupy Hrapkowej (Beata Schimscheiner). Szyld już nieaktualny - mąż Hrapkowej zginął w okolicznościach sekretnych. Tyle - wieś bez znaczenia