Cieszy pojawianie się nowych prywatnych inicjatyw, bo to pobudza konkurencję i zwiększa ofertę, ale przy bierności państwa, które ani nie zwiększa dotacji, ani nie tworzy mechanizmów podatkowych promujących prywatny mecenas - teatr dusi się z braku pieniędzy. Potrzebuje zdecydowanych ratowniczych posunięć - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Teatry nie grają, tak jak kiedyś, sześć dni w tygodniu. Zamiast pokazywać pełnowymiarowe spektakle, dyrektorzy zapychają repertuar przedstawieniami małoobsadowymi, tańszymi monodramami, one man show albo próbami czytanymi. Największą dotację w Warszawie otrzymuje Dramatyczny (10,2 mln zł), który odwiedziło 27 tysięcy widzów. Polonię i Och-Teatr miasto wsparło kwotą 300 tys. zł, a wszystkie subwencje złożyły się na 10 procent budżetu, który wynosił 13,5 mln zł. Tymczasem spektakle obejrzało 265 tysięcy. Nawet w dotowanych instytucjach zamyka się dla widzów balkony i loże, przenosi ich w mniejszą przestrzeń sceny. Coraz częściej teatry są wynajmowane do produkcji programów rozrywkowych. Nie było reformy Cieszy pojawianie się nowych prywatnych inicjatyw, bo to pobudza konkurencję i zwiększa ofertę, ale przy bierności państwa, które ani nie zwiększa dotacji, ani nie tworzy mechanizmów podatkowych promujących prywatny mecenas - teatr