"Kolacja na cztery ręce" w poznańskim Teatrze Nowym w reż. Olafa Lubaszenki. Recenzja Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej w Gazecie Wyborczej-Poznań.
Żal mi, że ten spektakl jest, jaki jest. Żal, bo tych akurat trzech aktorów mogło zgotować prawdziwą ucztę. Tymczasem zestaw dań jest wyłącznie letni. I zupełnie nie doprawiony. Fikcyjne spotkanie Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Jerzego Haendla opisane przez Paula Barza miało być scenicznym pretekstem do rozważań o tajemnicy geniuszu, o różnych aspektach tworzenia, o relacjach między kulturą wysoką i komercją. Miało być suto zaprawione muzyką i sztuką kulinarną. Miało być ucztą. I mogło być tym wszystkim, tyle że z zamiarów został ledwie szkic, ledwie -chciałoby się powiedzieć - przepis na wykwintne danie... Słucha się błyskotliwych dialogów Barza i idzie za nimi. Patrzy się na nieśmiało-ironiczny uśmiech Jana Sebastiana (Witold Dębicki), na jego przykurczenie, za którym czai się duma, na jego pozorny brak ogłady, skrywający - tak, chyba tak - po prostu poczucie własnej wartości, okupione i wstydem, i biedą, i cierpnieniem,