Musicalowa wersja dramatu Wedekinda, opowiadająca o budzeniu się seksualności i konflikcie dorosłych z nastolatkami, ma w Polsce zdecydowanie złą passę - o "Przebudzeniu Wiosny" w reż. Jacka Mikołajczyka w PWST w Krakowie pisze Agnieszka Serlikowaska z Nowej Siły Krytycznej.
Trzy tygodnie po polskiej prapremierze "Przebudzenia Wiosny" ("Spring Awakening") w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, musical trafił na afisz Teatru PWST w Krakowie. Zrealizował go jako spektakl dyplomowy w ramach podyplomowych studiów reżyserii opery i innych form teatru muzycznego Jacek Mikołajczyk, kierownik literacki Gliwickiego Teatru Muzycznego, tłumacz musicali i autor książki "Musical nad Wisłą". Zaczyna się co najmniej interesująco. Na małej scenie, tyłem do widzów stoją krzesła, których oparcia imitują płyty nagrobne. Przy jednym z nich zaczynają gromadzić się pogrążeni w żałobie bohaterowie, nie zauważając grającej z boku na skrzypcach dziewczyny. Po chwili odkłada smyczek i zaczyna śpiewać "Mama nie mówi, mama nie uczy, jak radzić sobie mam, walczyć z każdym dniem". Obiecujący początek, świetne tłumaczenie pierwszej piosenki - wydawałoby się, że po słabej chorzowskiej wersji, "Spring Awakening" zostanie zrehabilitowane w inscen