Wzorem profesora Pimki, znanego nie tylko z powieści "Ferdydurke", odpowiedzieć by trzeba - "bo wielkim pisarzem był". Kolejne roczniki odbiorców literatury właściwie niewiele ponadto o Gombrowiczu mogą powiedzieć, a to z tej prostej przyczyny, że ostatnie powojenne wydanie "Ferdydurke" pochodzi z 1957 roku, więc dawno zdążyło zniknąć nie tylko z księgarń, ale także z bibliotek. Kolejne zaś jest dopiero w zapowiedziach. Również i z tego względu dobrze się stało, że Maciej Wojtyszko zaryzykował przeniesienie "Ferdydurke" do Teatru Telewizji. Zwłaszcza, że wbrew obawom autora spektaklu, ujawnionym w przed dzień premiery, nie był to jedynie mniej lub bardziej udany literacki bryk, ale najprawdziwszy Gombrowicz. Dojrzałość i niedojrzałość. Forma i chaos. A pomiędzy nie uwikłany człowiek, usiłujący bronić swojej autentyczności. Główny problem "Ferdydurke", przewijający się przez całą twórczość Gombrowicza, brzmi wyjątkowo współcześ
Tytuł oryginalny
Za co kochamy Gombrowicza?
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Lubuska" nr 73