Kolejna premiera w Teatrze Płockim, i kolejne przestawienie warte tego, aby opuścić domowe pielesze i wybrać się do przybytku płockiej Melpomeny. Po co? Ot, chociażby po to żeby znów otrzeć się o narodowe Świętości. I spojrzeć na siebie z ironią szyderczą - po Gombrowiczowsku i z ironią okrutną - wedle Nowakowskiego. Dwa teksty: klasyczny już "Transatlantyk" Witolda Gombrowicza i mniej klasyczne "Zaproszenie" Marka Nowakowskiego (obecnego zresztą na premierze) zaadaptował, wyreżyserował i wykonał Marek Mokrowiecki. Dyrekcja była doskonała we wszystkich trzech wcieleniach: adaptatora, reżysera i aktora wreszcie. Monodram jest dość ryzykowną wśród niewyrobionej publiczności formułą teatralną. Trzeba naprawdę wielkiego talentu, charyzmy, czy ja wiem zresztą czego, żeby przez półtorej godziny nie znużyć widza swoją osobą. Mokrowiecki słowem, gestem, ruchem ciała, trzyma widza w nieustannym napięciu. Wspaniale ogrywa rekw
Tytuł oryginalny
Za co kochamy Gombrowicza?
Źródło:
Materiał nadesłany
Goniec Obywatelski nr 7/91