- Nie wstydzę się swojej nagiej twarzy - mówi Grażyna Barszczewska. - Mam 62 lata, nie czuję się staro, ale nie zamierzam też udawać trzydziestolatki. Po co? Jako aktorka traktuję swoje ciało instrumentalnie. Zagram kobietę 80-letnią, ale też 15 lat młodszą od siebie - mówi GRAŻYNA BARSZCZEWSKA, aktorka Teatru Polskiego w Warszawie.
W telewizyjnym barze Kaprys na Woronicza od lat niewiele się zmieniło. Bufetowe wydają schabowe z marchewką, na deser kompot, a przy stolikach w oparach dymu papierosowego analizowane są kolejne roszady personalne. - Czasem myślę, że powinny tutaj wjechać buldożery, wyrównać wszystko do zera i zacząć budować od początku - mówi Grażyna Barszczewska. - Zresztą taką opinię przytaczamy w środowisku od dawna i nic się nie zmienia, ale kiedy pojawia się ciekawa propozycja roli, wchodzę w nią całą sobą - upominam o próby, poprawiam dialogi, wyszukuję kostiumy, męczę reżyserów. Dzisiaj nagrywałam właśnie zwiastun drugiej i ostatniej serii "Londyńczyków". To dobry serial, trochę prawdziwego kina, a nie sieczki telewizyjnej. W sierpniu Barszczewska wybiera się na zdjęcia do Londynu. Poza tym w warszawskim teatrze Polonia gra monodram "Pani z Birmy" (w reż. Anny Smolar). To jej trzecia premiera w tym sezonie po "Opowieści zimowej" w Teatrze Pol