Podziwiam Janusza Szydłowskiego. 13 lat ostro walczył o powstanie teatru Variété! 13 lat zmagał się z materią budynku w sensie ścisłym, jak i oponentami, też bardzo realnymi. I ograniczonymi bryłą niechęci, niczym owa scena zamknięta w ramach dawnego kina (ściślej: rudery po nim). A Szydłowski uparł się, że Kraków będzie miał teatr Variété. I ma - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
W sobotę został otwarty. Była owacja na stojąco i głosy krytyczne też. Dołączę do nich. Tak, scena jest mała (mimo pogłębienia), nie daje szans na inscenizacyjny rozmach, na choreograficzne szaleństwo ani na ulokowanie orkiestry grającej na żywo. Ale jest! Cieszy urodą, jak całe wnętrze teatru, a przed sceną - wygodne fotele i dający widzom komfort amfiteatralny ich układ. To jest nowy teatr w Krakowie! Nieprzesadnie wiele ich mamy. Otworzył Janusz Szydłowski nową scenę ambitnie - musicalem "Legalna blondynka", bo chciał mieć premierę polską i pokazać dziełko, które zażywało sławy na Broadwayu i West Endzie, a zarazem ryzykownie - bo ta dość infantylna opowieść o blondynce nie ma w sobie siły "Upiora w operze" lub "Nędzników", a i jej melodii nie nuci się po wyjściu z teatru. Ale przecież bawi, a niełatwa muzyka pozwala wykazać się aktorom. W sobotę z przyjemnością klaskałem tytułowej Elle - Barbarze Kurdej-Szatan, tak za wokalne