"Wiarołomni" w reż. Artura Urbańskiego w TR Warszawa. Pisze Kama Pawlicka w serwisie Teatr dla Was.
Pisząc "Wiarołomnych" Ingmar Bergman nie musiał zagłębiać się w psychologiczne uwarunkowania relacji damsko-męskich. Wystarczyło, żeby pogrzebał w swoim życiorysie, obfitującym we wszelakie możliwe miłosne konfiguracje i aspekty związku dwojga ludzi. Był pięciokrotnie żonaty, rozwodził się, wiązał z innymi kobietami, zdradzał i był zdradzany. Tak jak bohaterowie "Wiarołomnych", uwikłani w niepotrzebne romanse, raniący innych, nieumiejący zbudować trwałego, stabilnego związku. Tu nic nie jest proste. Żona zdradza męża z najlepszych przyjacielem domu, mąż odgrywając się na niej nie chce podzielić się opieką nad dzieckiem, kochanek ma już dość napiętej atmosfery i kłótni z nową towarzyszką życia. Na domiar złego żona po śmierci męża dowiaduje się, że ów przez prawie cały okres ich małżeństwa miał na boku kochankę. Telenowela jak nic Jest też postać reżysera-psychoanalityka, który pisze scenariusz o rozpadzie mał�