Scenę zamykają nienaturalnie pochylone, nienaturalnie długie, smukłe ściany. Ograniczają przestrzeń do wąskiego, wysokiego pomieszczenia. Jak studnia. Zaledwie kilka najniezbędniejszych mebli-rekwizytów: fortepian, sekretarzyk, kredens. Na jednej ze ścian imponujących rozmiarów kobiecy portret. Zimne barwy i skąpe oświetlenie. Ponuro, niesamowicie, nieswojo. To wrażenie nie opuszcza nas do końca spektaklu. Bo też rzecz jest wyjątkowo przygnębiająca. Wybitny autor szwedzki Per Olov {#au#406}Enquist{/#} napisał o Hansie Christianie {#au#449}Andersenie{/#}. O Andersenie i o największej aktorce duńskiej jego czasu Johanne Luise Heiberg. Napisał pozornie bardzo nieefektownie, bo wszystko, co się tu dzieje, dzieje się w warstwie słownej. Sztuka zachowuje trzy klasyczne jedności, jest dialogiem pozornie statycznym, pozornie mało teatralnym. A jednak jest ów dialog przejmujący, śledzimy go z zapartym tchem. Tym bardziej, że przedstawienie w Teatrze Powszechny
Tytuł oryginalny
Z życia Andersena
Źródło:
Materiał nadesłany
Stolica - Warszawa nr 24