Zbyt często, zdaje się, narzekamy na niegodności życia, zapominając o tym, że wszystko już było i co się nam przydarza, zdarzało się innym, nieraz w dotkliwszej postaci. Rozpamiętywanie rozmaitych przykrości, które przytrafiły się naszym przodkom i poprzednikom, bywa czynnością pożyteczną, bo łagodzącą skutecznie własne cierpienia. Wie o tym doskonale propagandzista, który nigdy nie omieszka obok szarego "dzisiaj", obok złocistoróżanego "jutro", postawić obrazu czarnej, koszmarnej przeszłości - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny", w 1956 roku.
Trzeba być wyzutym do cna z fantazji, do szczętu wyprutym z wyobraźni, by nie ulec wymowie takich zestawień. Bo jakże tu w naszych wspaniałych czasach, chociażby to nawet były czasy pogardy i zdrady, mordu i nienawiści, nie mówiąc już o tym, że są czasami bomby atomowej, jakżeż tu nie czerpać pociechy ze wspomnienia potopu, rzezi niewiniątek, wojny stuletniej i morowej zarazy. Jakże się nie krzepić świadomością, że były już kiedyś miłujące pokój narody i był Dżingis Chan, potęga Ottomanów, państwo Karola Piątego i Drugiego Filipa, podbicie Galii, Iwan Groźny i Piotr Wielki, czasy terroru, i nawet zatopienie Atlantydy. Gdyby zaś kto uważał, że to wszystko nas, Polaków, nie dotyczy, odpowiemy mu, że i my mieliśmy naszą rzeź Pragi, czasy koszmarnej sanacji, austriacki zabór i liczne powstania nieudane z winy niedołężnego ponoć Bora-Komorowskiego czy jego poprzedników. Że już nie wspomnę o niesławnej pamięci rządach Esterki, które