Najwspanialsza i najbardziej wieloznaczna ze sztuk ewoluuje w kierunku dosłownej erotyki. Z pewnym niepokojem obserwuję ten proces na deskach warszawskiej opery, gdzie już trzecia premiera potwierdziła moje przypuszczenia. Ale zanim napiszę o inscenizacji "Włoszki w Algierze" według Rossiniego, odniosę się do poprzednich bulwersujących przedstawień. Różową serię zapoczątkowała "Turandot" Pucciniego, opera pokazana dość nowocześnie i ze smakiem niemal europejskim. Szczególnie przekonująco, wprawdzie nie od strony wokalnej tylko scenograficznej, wypadła w niej odtwórczyni roli tytułowej, Krystyna Kujawińska, która będąc początkowo wyniosłą i dumną postacią 3-metrowej wysokości, stopniowo zapadała się w czeluście sceny "w rytm" zagadek rozwiązywanych bez pudła przez Kalafa - pretendenta do ręki okrutnej księżniczki. Nie wolno jednak zapominać, że w jednej z wcześniejszych odsłon w sposób gorszący (a także i nieprawdziwy) pokazano, jak zaus
Tytuł oryginalny
Z wizytą w Haremie
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty nr 17