Kurtyna poszła w dół. Zamilkła muzyka. Pogasły lampy. Oświetliła się widownia, lecz ludzie nie mazali się z miejsc. Atmosfera sztuki opanowała wszechwładnie widzów na przedstawianiu "Homera i Orchidei" Tadeusza Gaycego w zespołowym teatrze Iwo Galla w Gdyni. Za kulisami Wąski korytarz prowadzili za kulisy. Na półpiętrze, w garderobie teatralnej panuje spokój i powaga. Cicho przesuwają się postacie sceniczne przyobleczone wciąż jeszcze w mit starożytnej wielkości. Wilczyńska - Kreuza, choć nie jest już "dziewczyną z ludu", przeżywa dotąd wzruszenie odtwarzanej niedawne postaci. A otóż i Perkowska - Orchidea, milcząca i blada w obramowaniu swoich włosów, jakby z trudem powracająca do rzeczywistości. W Siad za nią przechodzi Maciejewski - Homer, ślepy starzec, któremu losy kazały cierpieć dla nieśmiertelności jego rapsodów. Gdzież jest ten. zakulisowy zgiełk? Gdzie znikła przysłowiowa frywolność aktorska z jej nieprzyjemnymi akcesoria
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski