Od czasów "Dobrego człowieka z Seczuanu" nie widziałem Haliny Mikołajskiej w roli zagranej tak śmiało, jednolicie i konsekwentnie. Grała Medeę w tragedii Eurypidesa przystosowanej przez Stanisława Dygata. Najciekawszym wynalazkiem w tej adaptacji było wymyślenie postaci granej w warszawskim Teatrze Dramatycznym przez Elżbietę Czyżewska. Przejęła ona kwestie chóru z tej antycznej tragedii, stała przez cały czas na scenie obok Medei i była przez to czymś więcej niż komentatorską - bo alter ego mściwej heroiny, a zarazem pośredniczką między światem jej krańcowych namiętności i obszarem uczuć widza, współczesnego człowieka. Wynalazek się udał, podobnie jak cały prawie tekst tego ostentacyjnie współczesnego, bardzo wolnego przekładu. Każą w nim nie tyle prozaizmy i barbaryzmy, co przypadkowe banały (np. "zabiło was łotrostwo zwyrodniałego ojca" - zdanko jak z kuriera wycięte, ale to wyjątek). Reżyserował "Medeę" J
Źródło:
Materiał nadesłany
Świat nr 6