Buskerów łączy swoboda, kapelusz i dobra zabawa. Wszędzie gdzie się pojawiają, wywołują rogale na buziach dorosłych i głośny śmiech dzieciaków. - Żyjemy w ponurym kraju, gdzie istnieje obowiązek noszenia nosa na kwintę. Musimy powolutku kruszyć ten mur. I tak dobrze, że nie ma większych problemów z publicznością - mówi Jerzy Dąbkowski, szczudlarz z Jelcza-Laskowic w Nowej Trybunie Opolskiej.
Arek Frog, czyli Arek Szczepanik z Kuźni Raciborskiej, od lat zarabia występując jako człowiek orkiestra w niemieckich miastach. To właśnie w Dreźnie spotkał go kolega po fachu Romek Popłonyk, który organizuje festiwale buskerskie we Wrocławiu. - Zaprosiłem Arka do nas, ale długo nie mógł uwierzyć, że w Polsce też można się wygłupiać na ulicy - opowiada Popłonyk. O tym, że można, przekonał się jako jeden z pierwszych Philip Fairweather. Śpiewającemu Walijczykowi tak się spodobało we Wrocławiu, że osiadł tu na stałe. Zna go każdy, kto bywa na w Rynku. To on ściągnął Bernarda M. Snydera, kolejnego człowieka orkiestrę, który organizuje podobne festiwale m.in. w Brazylii i we Włoszech. Teraz co roku do stolicy Dolnego Śląska przyjeżdża kilkudziesięciu miłośników buskingu, czyli po prostu ulicznych grajków. Masz weekend od poniedziałku do czwartku - Grajków? Wiem, że takie określenie pokutuje, ale proszę popatrzyć na list