Sołtysik oplotła tą sztucznością swój spektakl bardzo dokładnie - ukazanie perwersyjnego trójkąta chciała podporządkować panującej na scenie precyzji i nie-teatralności, stanowiących warunki dla opowiedzenia tej historii. Mam jednak wrażenie, że używany przez nią zestaw narzędzi wymknął się spod kontroli - o "Szafie" w reż. Natalii Sołtysik w Teatrze Współczesnym w Warszawie pisze Jan Czapliński z Nowej Siły Krytycznej.
Na swój reżyserski debiut Natalia Sołtysik wybrała trzy jednoaktówki Yukio Mishimy - "Wachlarz", "Panią Aoi" i "Szafę". Postawiła się tym samym, co warto chyba docenić, przed ambitnym i trudnym zadaniem - zmierzenia się z teatrem odrzucającym fabularność i psychologizm, z teatrem zawieszonym w emocjonalnym i czasowym bezruchu. Spektakl staje się dzięki temu również nośnikiem zabiegów antyteatralnych - a reżyserka, która już na początku swojej teatralnej kariery zastanawia się nad pozycją, z której opowiada swoją historię i przestrzenią, w której ją opowiada, jest warta uwagi. Kolejne jednoaktówki zostają odegrane w tej samej scenerii - czarna, połyskująca podłoga, ciemnobrązowe ściany, zwisająca nisko lampa, ciemny, skórzany fotel. Wrażenie pustki i chłodu tego miejsca potęguje rytm bezszelestnie przesuwanych drzwi, wywołujących przy okazji spokojne skojarzenie z Japonią, uzupełniane zresztą przez ubrane w kwieciste togi aktorki - Aleks