Ten artykuł jest nieco spóźniony. Gdy usłyszałem, że "Reformator" trwa trzy kwadranse krócej niż na premierze, pisanie odłożyłem na później. Wprawdzie oglądanie nie gotowych premier stało się ostatnio irytującą regułą (zwłaszcza w prestiżowych teatrach), ale - pomyślałem - nie będę pisał o przedstawieniu, które być może jest teraz lepsze. Obejrzałem więc "Reformatora" po raz kolejny i... Nie zmieniłem zdania. To przedstawienie jest porażką Rudolfa Zioły. Nieodwołalną, gdyż opartą na zasadniczym błędzie interpretacyjnym. O czym za chwilę. Zaczyna się od wejścia czwórki wyfraczonych muzyków, którzy, nim zacznie się akcja, grać będą lamentliwą i jakoś bezsilną muzykę Stanisława Radwana. Muzyka pełni funkcję uwertury, oddającej aurę całości, więc od początku wiadomo, że będzie "źle zawsze i wszędzie": rozpaczliwie i beznadziejnie. I taka też jest radziecka rzeczywistość w ujęciu Zioły i Andrzeja Witkowskiego. Rewo
Tytuł oryginalny
Z tezą i błędem
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4