Żel-art jest moim wymysłem. Z tego co wiem, nikt nie stosuje tego typu techonologii do malowania obrazów - Z JANEM KANTYM PAWLUŚKIEWICZEM rozmawia Monika Woś.
Znany muzyk zajął się żel-artem. Cóż to takiego? - Żel-art jest radością i rozpaczą. Euforią i depresją. Rozkwitem i przekwitem. Jest czymś, za czym ludzie tęsknią i czego nienawidzą. Nie powiem, że żel-art jest jak powietrze, bez którego nie da się żyć, natomiast bez żel-artu na pewno bylibyśmy ubożsi. A wszystko dlatego, że Polska - z racji geograficznego położenia - ma do dupy światło. Z tego powodu w kraju nie może być dobrego malarstwa. Korzystając z technologii rozświetlam ten ponury świat kolorowym żelem, metalikiem, brokatem. Na razie jest Pan jedynym znanym mi twórcą żel-artowcem. - I dobrze! Wreszcie coś się "skleja" i o to mi chodzi. Żel-art jest moim wymysłem. Z tego co wiem, nikt nie stosuje tego typu techonologii do malowania obrazów. Producentom długopisów żelowych - domyślam się - chodziło przede wszystkim o zachęcenie do posługiwania się żelopisami dzieci. Chodzi o to, żeby do dzieci nie docierały tylko bełko