Po raz kolejny rodzi się myśl, że piosenki Kabaretu Starszych Panów są żywe i nie wypadają z teatralnej szafy "trupem" - o "Stacyjce Zdrój" w reż. Andrzeja Poniedzielskiego i Adama Opatowicza w Teatrze Ateneum pisze Dorota Kowalkowska z Nowej Siły Krytycznej.
"Zaczynamy, tak jak niegdyś od kupletów, które mają do odbioru być podnietą" - tak śpiewali blisko pół wieku temu twórcy Kabaretu Starszych Panów, czyli Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora. Po wielu latach ich piosenki postanowili odkurzyć Andrzej Poniedzielski i Adam Opatowicz z zespołem Teatru Ateneum. Skomponowana jako spektakl muzyczno-poetycki "Stacyjka Zdrój" to wysmakowana, może już nieco staroświecka rozrywka. I w tej staroświeckości zasadza się jej urok - dawnej wytworności, językowej elegancji, kameralnego spotkania w saloniku. Prosta historia - do krainy bez adresu, gdzieś w zaświatach, docierają ludzie ze swoimi dramacikami, których nie zdołali rozwiązać za życia. Szefem nieziemskiego "lokalu" jest Omega (Piotr Fronczewski), a jego prawą ręką i odźwiernym - YouPiter (Krzysztof Tyniec), witający zagubionych i zdezorientowanych gości. Różnej maści przybysze, kobiety i mężczyźni, Hrabina Hrr, Strażak, Praszczadkowa, Tanie Dranie opow