Jako twórca raz wprawia w zachwyt, innym razem irytuje. Czy jako szef Teatru Studio Krzysztof Warłikowski sprawi, że stołeczna scena zacznie wzbudzać tyle emocji i kontrowersji, co spektakle jej dyrektora? - pyta Jacek Wakar w Dzienniku.
Patrzę na zdjęcia z "Madame de Sade", którą w lutym wystawił w Amsterdamie Krzysztof Warłikowski. Z fotografii patrzą na mnie twarze ni to mężczyzn, ni kobiet. Dziwne androgyniczne rysy, puste oczy pod zbyt grubą warstwą makijażu. Widzę ten teatr, pozwalam pracować wyobraźni. I myślę, że Warlikowski, nawet jeżeli błądzi, znajduje się teraz w momencie dla siebie szczególnym. Trzeba odrzucić wdzięczną, ale nużącą i koniec końców uciążliwą rolę pupilka części wpatrzonej w niego jak obraz krytyki i samemu sobie wyznaczyć nowy pułap. Trzeba rozszerzyć zakres teatralnych, literackich i plastycznych poszukiwań. Każde zbyt łatwe zapożyczenie z którejś z poprzednich inscenizacji będzie porażką. To nic, że ci sami od lat apologeci w niemym zachwycie przyjmą każde jego posunięcie, a potem okraszą je nową porcją grafomanii. Warlikowskiemu - tego akurat jestem pewien - taki poklask już nie wystarczy. Gra teraz o coś więcej. Kiedy po raz pi