Jerzy Grzegorzewski planował wystawić Hamleta Stanisława Wyspiańskiego od początku objęcia dyrekcji w Teatrze Narodowym. W listopadzie 1996 roku, w wywiadzie dla "Polityki", zapowiadał go już na otwarcie nowego sezonu1. Ostatecznie Hamlet czekał sześć lat, żeby trafić na afisz.
Pierwsza próba Miał to być spektakl pożegnalny, ostatni, którego reżyserii Grzegorzewski podejmował się jeszcze jako dyrektor. Powiedział nam to już na pierwszej próbie w marcu 2003 roku: Ponieważ jest to ostatnie przedstawienie w mojej reżyserii, chciałbym uniknąć zbędnego patosu. Proponuję, żebyśmy zrealizowali je z punktu widzenia kreta. Proszę państwa za mną. Zaprowadził nas do wąskiego tunelu pod ulicą Wierzbową, służącego do transportowania dekoracji między scenami Teatru Narodowego. Chciałbym, żebyśmy spróbowali zrealizować ten spektakl tutaj. Popatrzył na mnie i dodał: Może niech pan powie jakiś monolog z Hamleta! Niestety nie znam żadnego na pamięć. To czego was w tej szkole uczą? Niech pan mówi coś, co pan zna! Zważywszy, że była to piąta, może ósma minuta mojego pierwszego spotkania z Grzegorzewskim w pracy, jego polecenie wyjścia na środek, przed cały zespół, i mówienia "tego, co znam", wyglądało na �