"Księżna d'Amalfi" w reż. Jacka Głomba w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Michał Rogalski w Teatrakcjach.
Kurtyna przedstawiająca wnętrze renesansowego pałacu - to pierwsze z czym styka się widz. Obiecuje ona energię, dosadność czy wręcz frywolność, charakterystyczne dla elżbietańskiego teatru. Realizatorzy włożyli z pewnością sporo pracy, aby tę energię na scenie pokazać. Wielka szkoda, że stało się to wbrew tekstowi i właściwie zniszczyło maszynerię dramaturgiczną Webstera. Powstał spektakl nie wiadomo za bardzo o czym. A szkoda. Rozczarowanie przychodzi już w trakcie pierwszej sceny. Reżyser, chcąc pokazać namiętność, rodzącą się między główną personą dramatu - Księżną (dopiero co owdowiałą) a jej zarządcą dworu - szlachcicem niskiego rodu Antoniem, rozpoczyna od zbiorowej sceny tańca całego dworu płynnie przechodzącego w turniej zapaśniczy. Walkę wygrywa Antonio. Zostaje za to nagrodzony przez nieco już pijaną Księżną gorącym agresywnym pocałunkiem (bynajmniej nie na stronie). Pożądanie Władczyni zasugerowan