Trudno było o gorszy wybór sztuki na Rok Mickiewiczowski od "Nocy narodowych" Romana Brandstaettera, i to, na domiar złego, przez teatr emigracyjny. Rzecz nie do wiary, żeby zdolny kiedyś polonista mógł, nieprzymuszany, sztukę taką napisać, żeby wybitna i trzeźwa polonistka Maria Danilewiczowa mogła ją na emigracyjną scenę zalecić, a doktor polonistyki Leopold Kielanowski wystawić. "Noce narodowe", wbrew gorliwym zamiarom autora, nie mają, poza postaciami, nic wspólnego z historią. Ich "rewizjonizm" polega na miernym udramatyzowaniu najniższego gatunku plotki bez skrupułów moralnych, psychologicznych i historyczno - kulturalnych. Podobno w Krakowie zdjęto "Noce narodowe" z afisza w pełni powodzenia. Powodzenie nie przynosi zaszczytu publiczności, wystawienie jest świadectwem upadku kultury teatralnej w Kraju, a honor w tym wszystkim ocaliła jedynie cenzura, wychodząca zapewne ze swoich, a więc pozakulturalnych, założeń. "Noce narodowe" podejmują dram
Tytuł oryginalny
Z powodu "Nocy Narodowych"
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 41