Ponieważ jeden z dawnych absztyfikantów wyraził swój niekłamany zachwyt nad długością zdań, które wypływają spod mych nieskażonych pracą palców, pragnę nadal sprawiać mu przyjemność - na odległość, mój złoty, na odległość - i brnąć w opisy burzliwego życia uczuciowego, w bolesną literaturę pożądania, w dramatyczne zwroty akcji, w mrożące krew w żyłach historie namiętności, nieokiełznanych żądz, gier o dominację, okrutnych podstępów, niemożliwych do oddania w formie graficznej konstelacji trójkątnych, czworokątnych, pięciokątnych i innych - pisze Anna Wakulik.
Pragnąć jednak sobie mogę. A rzeczywistość wygląda tak, że życie me płynące tej wiosny smętnie niczym zwłoki w Wiśle to nawet nie "Klan", to coś znacznie mniej ekscytującego, to może te momenty "Klanu", które dzieją się pomiędzy sfilmowanymi scenami. Świt, poranek, szara nędza prekariatu. Ach, myśli sobie jego wrażliwa uczuciowo członkini, gdy podczas przeciągania się w barłogu jedna bezproduktywna minuta przeradza się niepostrzeżenie w drugą, gdy każda sekunda bezlitośnie podkreśla, że owa członkini nie robi PKB, że nie ma wkładu w rosnący dobrobyt społeczeństwa - ach, myśli więc sobie, a dlaczegóż to nie jestem urzędniczką z urzędu? Dlaczego nie jestem członkiem zarządu? Dlaczego nie komornikiem? Dlaczego nie zarabiam gdzieś tego grubego hajsu, którego nie mam kiedy wydawać, dlaczego nie wpadłam w pracoholizm, by zapomnieć, że nie ma w życiu mym innych namiętności, dlaczego nie zagłuszam w sobie strachu przed śmiercią z