"Na szczytach panuje cisza" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Marek Oramus w Gazecie Polskiej.
Jakąż rozkoszą jest dziś zasiąść na widowni teatralnej i stwierdzić, że nic się nie zmieniło: widzowie nie posilają się w trakcie spektaklu (choć niektórzy popijają wodę z butelek), a kurtyna po dawnemu podjeżdża w górę. Teatr pozostał ostatnim miejscem, gdzie nie grzmią surmy archanielskie i gdzie widza nie atakują natrętne reklamy. Przedstawienie "Na szczytach panuje cisza" w reżyserii Krystiana Lupy idzie nawet w drugą stronę: zanim padnie pierwsze słowo, trwa długotrwałe układanie sztućców i talerzy na stole, nikomu tu się nie śpieszy, aktorzy niekiedy siedzą nieruchomo i przyglądają się widowni. Ot, relikt z epoki, kiedy wszyscy jeszcze mieli na wszystko czas. Możliwe jednak, że znaleźliśmy się w enklawie stworzonej przez ludzi, którym takie tempo życia odpowiada i którzy z premedytacją w ten sposób egzystują. Pisarz i Żona Pisarza, mieszkający w pożydowskim domu u podnóża niemieckich Alp, celebrują porządek dnia i podejmu