Film Grzegorza Jarzyny "Między nami dobrze jest", mający właśnie swą premierę kinową, stanowi blade odbicie spektaklu, jaki ów twórca wystawił w 2009 r. - pisze Andrzej Horubała w tygodniku Do Rzeczy.
Tym razem reżyserowi zabrakło oryginalnego pomysłu na język filmowy i otrzymaliśmy połączenie Teatru Telewizji z dość zgrzebnymi pomysłami na wykorzystanie green boxu. Film jest jednak ciekawy dlatego, że jest to kolejne dzieło Masłowskiej sprzed paru lat, które stanowi mimowolną kpinę z jej obecnych zaangażowań i aktywności. Bo oto trzydziestoparoletnia pisarka doganiana jest przez diagnozy stawiane przez samą siebie kilka lat wcześniej. Ówczesne szyderstwa z artystów impotentów, żałośnie kolaborujących z systemem polityczno-medialnym, nagle odnosić się zaczynają do samej Masłowskiej, która odgrywa scenariusze przygotowane - zdawałoby się - dla słabszych jednostek. Słabszych czy może bardziej cynicznych. Postaci z "Między nami dobrze jest" -konformista filmowiec, który kręci film pełen banałów modernizacyjnej debaty, i głupawy aktor włączający niesamowity bełkot, gdy zacznie udzielać się w talk-show - to przecież prefiguracje obecn