Recenzja z warszawskiego przedstawienia "Miłości na Krymie", najnowszej sztuki {#au#87}Mrożka{/#}, ukazała się już na łamach "Wiadomości Kulturalnych", a w niej obszerne streszczenie tego utworu. Mogę więc przyjąć, że głośne dzieło Mrożka jest jakoś znane. Także i tym, którzy nie widzieli i nie czytali (patrz Dialog 1993, nr 12). Przejdźmy więc od razu do rzeczy. A rzecz w tym, że "Miłość na Krymie" stała się głośna, bo wzbudziła spór. I to o dwie kwestie naraz, odrębne, lecz wiążące się z sobą. Jedna to bezwzględny zakaz Autora inscenizowania utworu inaczej, niż to zapisał w swoich drobiazgowych didaskaliach. Druga to niezbyt entuzjastyczna ocena "Miłości na Krymie", a więc wątpliwość, czy inscenizator istotnie w żaden sposób zmieniać tego utworu nie powinien? Tym bardziej, że w teatrze swobodne traktowanie i tekstu, i woli autora dramatu jest praktyką przyjętą. Sam Mrożek nieraz wychodził na tym nieźle. Przykładem jego "Pies
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne nr 5