"Za swe wypowiedzi na łamach prasy francuskiej był w 1968 roku niewybrednie atakowany przez publicystów krajowych. Jednak jego kolejne utwory dramatyczne publikowane są w kraju i często wystawiane na naszych icenach". Tyle komentarz do spektaklu "Pieszo" Sławomira Mrożka w Teatrze Dramatycznym. Czyli już mamy obraz straszliwych dyskryminacji, co (aż dziw bierze!) nie przeszkodziło w funkcjonowaniu dzieła twórcy "Rzeźni". No, może nie zupełnie, bo dziś wygodnie jest serwować nazwiskiem Mrożka w łańcuchu pisarzy krzywdzonych, potępianych przez poprzednie ekipy. A że w ramach owych napaści Mrożek wciąż miał krajowe premiery dzisiejsi sprawiedliwi milczą. Wydaje mi się natomiast, że jeśli coś rzeczywiście już od dawna utrudniało odbiór tych dramatów, to swoisty terror środowiskowy, który nobilitował każde zdanie autora "Tanga". Wytworzył się wręcz język aluzji, piętrowych metafor, jakimi znaczna część krytyki witała
Tytuł oryginalny
Z kim pieszo?
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności Nr 227