- Mogę powiedzieć jedno: jak pięćdziesiąt lat pracuję w kulturze, żaden przywódca nie traktował jej serio. Dlaczego? Bo kultura zajmuje nikły procent społeczeństwa. A władza, jak już powiedziałem, odzwierciedla jego zapatrywania. Mamy znaczenie, dopóki pomagamy w wyborach - mówi Jan Englert w Rzeczpospolitej.
- Polskie społeczeństwo pewnie chce zmian, ale na pewno nie marzy o rewolucji. Dlaczego wystawia pan w Teatrze Narodowym "Bezimienne dzieło" Witkacego, którego głównym tematem jest właśnie rewolucja. - Odpowiem pytaniem na pytanie: jakiej rewolucji nie chce społeczeństwo? Ma dość rewolucji czy ma dość bałaganu? - Ma dość bałaganu. - No więc właśnie. Oczywiście rewolucja jest formą bałaganu niewątpliwie, o czym pisze Witkacy, ale nie nazywajmy bałaganu rewolucją. Zresztą sztuka Witkiewicza jest też o czym innym, na co wskazuje tytuł "Bezimienne dzieło" - a mianowicie o manipulacji. To się łączy z lękiem przed masą, uniformizacją, unifikacją. Jakąkolwiek, bo skazuje człowieka, jednostkę na porażkę. W tej chwili jednostka jest ewidentnie skazana na klęskę i nie chodzi tylko o rewolucję polityczną i społeczną, ale również technologiczną. Elektronika zdominowała nas już całkowicie. Jesteśmy załącznikiem dodanym do gadżetów. Jed