- Towarzyszy mi poczucie, że jestem na ostatniej prostej - mówi Piotr Fronczewski. A swoją rolę - w spektaklu "Ja, Feuerbach" - nazywa własną "kropką" w teatrze - pisze Urszula Hollanek w tygodniku Wprost.
Te słowa, wypowiedziane kilka dni przed premierą, podczas spotkania z publicznością w siedzibie "Gazety Wyborczej", wywołały poruszenie. Siedzącej na końcu sali starszej pani wyrwało się histeryczne: "Nie!". Pomieszczenie wypełnił tłum, mimo późnej pory i siarczystego mrozu. Fronczewski unika wywiadów, zwłaszcza przed premierą - robił wrażenie zaskoczonego frekwencją i autentycznie speszonego. A mówiąc o pracy nad tekstem "Ja, Feuerbach", dawał do zrozumienia, że jest to, w pewnym sensie, opowieść o nim. Sztuka Tankreda Dorsta z 1986 r. to opowieść o wybitnym aktorze starej daty, który po latach przerwy wraca na scenę. Przy tej okazji wartości, w które wierzy, zderzają się z tym, co nowe, pobieżne, konsumpcyjne i aroganckie. Fronczewski bierze na siebie w tym przedstawieniu podwójną odpowiedzialność - nie tylko gra główną rolę, ale też debiutuje jako reżyser. Trzy lata temu nagrał skróconą wersję tekstu "Ja, Feuerbach" dla Polski