EN

8.07.2008 Wersja do druku

Z głuchego i Salomon nie naleje

Brakuje nici, którą można pozszywać walające się po scenie strzępy artysty-człowieka - o "Gdy rozum śpi, budzą się demony" w reżyserii Marka Fiedora w Teatrze Polskim w Poznaniu pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.

Jednym z dzieł Francesco Goi jest "Gdy rozum śpi, budzą się demony". Artysta przedstawia człowieka atakowanego przez groźne stwory przypominające ptaki. Taki tytuł też nosi przedstawienie Marka Fiedora na podstawie tekstu Antonio Buero Vallejo. Jednak na ile rozum może spać i na ile mogą budzić się w człowieku demony? Jak je interpretować? Goya Fiedora (Jacek Polaczek) zmaga się ze starością i głuchotą. Ale zmaga się raczej jako człowiek, a dopiero potem jako artysta. Wewnętrzne głosy doprowadzają go prawie do utraty zmysłów. Na pewno też traci poczucie rzeczywistości, co widać w chwili, gdy rozpaczliwie szuka córeczki albo pije za dwóch. Szuka też w swojej starości mężczyzny. Błąka się po scenie i to błąkanie - od ściany do ściany, od głosu do głosu - maluje się widzowi w pewien obraz. Szkic. Bohomaz. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, co w spektaklu jest najważniejsze. Impotencja artysty? Impotencja mężczyzny? Impotencja świadom

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Siła Krytyczna

Autor:

Ada Romanowska

Data:

08.07.2008

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe