Aż chciałoby się uwolnić aktorów Teatru Powszechnego, którzy są zwyczajnie zbyt zdolni, by grać w tak moralizatorskim spektaklu - o "Przebudzeniu wiosny" w reż. Heleny Kaut-Howson w Teatrze Powszechnym w Warszawie pisze Dorota Kowalkowska z Nowej Siły Krytycznej.
Helena Kaut-Howson dokonała rzeczy nie byle jakiej. Unieważniła "Przebudzenie wiosny" Franka Wedekinda, którego przeszło stuletnie teksty przeżywają na światowych scenach renesans. Dramaty Niemca, choć nadgryzione zębem czasu, są przez twórców chętnie eksplorowane, stając się najczęściej inspiracją dla publicznych debat o społeczeństwie i toczących je problemach. A te, inaczej niż by się mogło zdawać, nie uległy czasowej ani kulturowej dewaluacji. Reżyserzy wybierają dzisiaj teksty Wedekinda, by przy ich pomocy rozmawiać. Kaut-Howson zdjęła "Przebudzenie wiosny" z bibliotecznej półki tylko po to, żeby je wystawić. Reżyserka przepisuje tekst niemal bez żadnych skrótów w przestrzeń mieszczańskiej inscenizacji. Ukostiumowanym aktorom przydziela obszerne kwestie wedle ich XIX-wiecznego zapisu, narrację prowadzi liniowo, nie skreśla żadnej sceny, niczego nie dodaje. Tekstowi akompaniują muzyka Pawła Mykietyna i Jana Duszyńskiego oraz scenogr