- Wszystkie narody mają brudno pod dywanami. Wszystkie mają swoje trupy w szafach. Bo wygodnie jest nie pamiętać albo pamiętać tylko chwile własnej wielkości. Każdy naród ma swój Thalehof i swoje Jedwabne. Ale trzeba o tym mówić, bo w przeciwnym razie będą nas nawiedzać upiory. Musimy grzebać swoich zmarłych - mówi Andrzej Stasiuk o swojej sztuce "Thalerhof" w Theater der Zeit.
Pana sztuka "Thalerhof" jest jedną z pierwszych, które w tym sezonie zajmują się tematem "100 lat pierwszej wojny światowej". W roku 2014 z pewnością będzie się o tym dużo mówić i pisać, pojawią się liczne analizy i inscenizacje. Jak spogląda Pan osobiście na tę datę? - Ta data w jakimś sensie jest wciąż aktualna. Żyjemy w świecie, który tamta wojna ukształtowała. Od I wojny zaczęła się współczesność. Zmieniły się mapy, zmieniło się myślenie o człowieku. Tamta wojna pokazała na przykład, że światem będzie rządziła technologia. W pewnym sensie zaczął się zmierzch kultury, w jakiej wcześniej żyli Europejczycy, czy w ogóle ludzie zachodu. Tak - po pierwsze technologia, po drugie masowość. Walczyły i ginęły miliony, a zaangażowani byli wszyscy. Nie dało się od tego uciec. Człowiek zaczął podejrzewać, że nadchodzi epoka, w której nic nie będzie znaczył. Będzie tylko elementem masy. To się sprawdziło doskonale. Wtedy