Każdy dzień na Europejskim Kongresie Kultury jest podobny. Rano pędzę na szkolenie z marksizmu-leninizmu, które prowadzi prof. Zygmunt Bauman. W południe biorę udział w manifestacji antyklerykalnej oraz paradzie miłości. Pod wrocławską katedrą obrzucamy inwektywami pielgrzymów i całujemy się z osobami tej samej płci - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Po obiedzie na warsztatach kultury europejskiej przygotowujemy koktajle Mołotowa. Prof. Bauman jest świetny w robieniu lontów, palą się aż miło. Wieczorem to co zawsze: podpalamy samochody i plądrujemy sklepy. Byłoby wspaniale, gdyby organizatorzy choć trochę urozmaicili posiłki. Szampan i kawior już się nam przejadły. Zmyślam? Nie, tak właśnie wrocławski Kongres widzą publicyści "Rzeczpospolitej". Marek Magierowski nazywa go "lewackim sabatem", na którym kulturę wysoką reprezentują gej, aktorka porno oraz marksista antysyjonista. Dla Rafała Ziemkiewicza Kongres jest "bizantyjską imprezą" i nieudolną kopią propagandowego Światowego Kongresu Intelektualistów, który komuniści zwołali we Wrocławiu w 1948 r. Prof. Bauman w tym ujęciu to pogrobowiec marksizmu, który propaguje europejską biurokrację, tak jak kiedyś pisarz radziecki Fadiejew propagował komunizm. Program artystyczny Kongresu to dla komentatorów "Rzepy" czysta propaganda. Zawiera