"Teatr mój jest żywym organizmem, jest podobny do człowieka inwalidy, który stracił w walce lewą nogę, leci ciągle czuje ból w tej nodze. Teatr ten stracił bowiem akcję dramatyczną (ową budowę, która była celem zabiegów dramaturgów greckich, elżbietańskich i częściowo warszawskich, a nawet krakowskich), ale ten utracony, podstawowy członek ciągle mi sprawia ból".
Tak pisał Tadeusz Różewicz ponad 20 lat temu w "Akcie przerywanym" i chyba można te słowa dramaturga potraktować jako motto wspólne do wszystkich jego sztuk. A więc i do "Na czworakach" wystawionych w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Wprawdzie od premierowego przedstawienia upłynęło już trochę czasu i wydawałoby się, że właśnie dopiero teraz powinno być ono w najlepszej formie. Jak się okazało z tą formą (czy kondycją) bywa różnie, a upływający czas nie zawsze pomaga. "Na czworakach" należy do tzw. nurtu biograficznego w twórczości Różewicza i stanowi niejako rodzaj rozrachunku pisarza z groteską i teatrem absurdu. Sztuka ta ukazuje również "opozycyjne" stanowisko Różewicza wobec tzw. obowiązujących konwencji dramaturgicznych, teatralnych. Oto główny bohater przedstawienia, poeta Laurenty (Sylwester Pawłowski), człowiek - z jednej strony - pełen kompleksów, urazów, z drugiej zaś - w pełni świadom własnej wartości i wartości swoje