„Między nogami Leny czyli Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny według Michelangela Caravaggia” w reż. Agaty Dudy-Gracz z Teatru Dramatycznego w Kłajpedzie na XLII Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Pisze Tomasz Domagała na blogu DOMAGAŁAsieKULTURY.
Choć w pokazywanym na otwarcie PPA we Wrocławiu spektaklu Agaty Dudy-Gracz jest wiele pięknych i znaczących scen, jedna z nich wydaje się szczególna. Gdy się jej bliżej przypatrzeć, okaże się, że nie tylko stanowi klucz do zrozumienia całości, ale też przerzuca most pomiędzy twórczością Michelangela Caravaggia a teatrem reżyserki. To scena, w której włoski mistrz miesza swoje farby, przygotowując się do malowania. Warto jeszcze odnotować, że od początku spektaklu Caravaggiowi towarzyszą trzy męskie postaci, będące w istocie żyjącymi w głowie malarza (i naszych) bytami stworzonymi na podobieństwo muz. Są one również rodzajem realnego i nierealnego zarazem tworzywa, z jakiego lepi on bohaterów swojej sztuki. A że wiadomo z historii, iż punktem odniesienia dla Caravaggia była sztuka Sandro Botticellego, Albrechta Dürera oraz Pietra Bruegla, owe sceniczne „muzy” występują w kostiumach, które można bez trudu odnaleźć na ich konkretnych płótnach.
Wróćmy jednak do sceny. Caravaggio miesza farby (znakomicie odgrywające je światła Katarzyny Łuszczyk), próbując malować, „muzy” zaś, odpowiednio w danym momencie oświetlone, rozpoczynają wcielanie się w bohaterów jego obrazów. Przyjmują jakąś pozę, wykonują pełen ekspresji gest, wydając z siebie bezgłośne dźwięki, żeby za chwilę zastygnąć w dramatycznym paroksyzmie emocji portretowanego człowieka. Caravaggio wstrzymuje pracę, myśli, zmienia kolor, koncepcję i cały proces zaczyna się od początku. I tak kilka razy. Gdy się tej scenie przyjrzymy bliżej, okaże się, że w jakiś paradoksalny sposób odzwierciedla ona istotę malarstwa Caravaggia i teatru Dudy-Gracz, czy teatru w ogóle, łącząc je ze sobą za pomocą procesu ich kreacji. Oto Caravaggio obserwuje życie wokół siebie, by wtłoczyć je w ramy swoich obrazów, obsadzając w wyimaginowanych rolach świętych czy towarzyszących im osób – prawdziwych ludzi swoich czasów: kurwy, szulerów, pieczeniarzy, nosiwodów, sprzedawców pomarańczy czy inne napotkane w różnych miejscach postaci. Ubiera je w kostium swoich bohaterów, odtwarzając w swojej głowie gesty, spojrzenia, dramatyczne sytuacje, będące scenami z życia tych, których podpatruje, nie zaś tych, których przedstawia na płótnach. Stąd, mimo że oglądamy na jego obrazach fałszywe opowieści, stają się one dla nas prawdziwe, gdyż tak naprawdę widzimy zaklęty w ludzkie historie obraz życia Caravaggia i jego czasów. Podobnie jest z teatrem Agaty Dudy-Gracz. Maluje ona sceniczne obrazy, w których bohaterów wcielają się aktorzy, prawdziwi ludzie, korzystający w trakcie procesu prób z własnych doświadczeń. W związku z tym panorama, którą widzimy, nie jest obrazem czasów Caravaggia, a panoramą Agaty Dudy-Gracz, jej aktorów i nas, widzów, spektakl zaś wydaje się wystawą obrazów portretujących nasz świat. Oczywiście, o ile w malarstwie Caravaggia prawdziwi „aktorzy” grają nieświadomie, przetworzeni w całości przez ich wyobrażenie (muzy) w głowie artysty, o tyle w teatrze aktorzy budują świat utkany z siebie na potrzeby widzów świadomie. Efekt jest już jednak podobny – widzimy bowiem fałszywą opowieść o Caravaggiu, którą czytamy jako prawdziwą opowieść o nas samych, tu i teraz.
Świetnie tę alchemię teatru i malarstwa Caravaggia oddaje tytuł spektaklu Między nogami Leny czyli Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny według Micheleangela Caravaggia. Cała sceniczna opowieść Agaty Dudy-Gracz jest bowiem w warstwie fabularnej historią miłości malarza do jednej z prostytutek, które go obsługiwały. Gdy Lena zachodzi w ciążę, Caravaggio jest zajęty swoją karierą. Dziewczyna umiera tuż przed połogiem, on zaś – w wyniku podlanej wyrzutami sumienia rozpaczy – uwiecznia ją na płótnie w roli umarłej Maryi Panny w ciąży, wywracając w ramach swojego obrazu całą historię zbawienia. Jeśli bowiem Maria umiera, nie donosząc dziecka, zbawienie ludzkości się nie odbywa. Świat pogrążony w ciemności nigdy się nie doczeka światła, które miało dać mu radość i nadzieję na zwycięstwo dobra nad złem. Tak więc Lena, prawdziwa dziewczyna, wielka miłość malarza, zamienia się na obrazie w Matkę Bożą, żeby odegrać alternatywną – przetworzoną przez Caravaggia – scenę zbawienia i zmusić jej widzów do prawdziwej refleksji nad ich okropnym i pozbawionym jakiegokolwiek horyzontu światem (obraz Caravaggia). W kłajpedzkim spektaklu z kolei Liudas Vyšniauskas, aktor z zespołu Agaty-Dudy Gracz, zamienia się w Caravaggia, żeby poprzez jego historię opowiedzieć o naszym świecie – równie barbarzyńskim i pogmatwanym. Zmusić nas do refleksji nad tym, dokąd – jako cywilizacja – zmierzamy. Odpowiedź Caravaggia, Agaty Dudy-Gracz i jej zespołu nie pozostawia raczej złudzeń – w ciemność. Zdaje się o tym świadczyć poruszające finałowe wyznanie Caravaggia: Leno, ja chciałem tylko… malowałem ciemność, malowałem ciemność, bo jest bardziej miłosierna niż światło, bo człowiek może się w niej ukryć. Piękny to komentarz do twórczości człowieka, który uważany jest za jednego z największych malarskich mistrzów oświetlenia. Pojawia się bowiem szereg wątpliwości: czy Caravaggio malował ludzi, próbujących się wydobyć z ciemności, czy się w niej ukrywających? Czy światło w jego świecie było wybawieniem czy przynosiło nieszczęście? I wreszcie pytanie najważniejsze: czy światło w ogóle jest prawdziwe, może jest tylko złudzeniem, sztuczką, która kończy się równie szybko, jak się rozpoczęła. Teatr uczy tego przecież najuczciwiej: z ciemności wyłaniają się jego światy i w ciemności gasną na wieki.
Wrocławski pokaz spektaklu zabrzmiał wyjątkowo smutno i poruszająco, a przyczyną tego była oczywiście tocząca się w Ukrainie wojna. Oparty w głównej mierze na żarciu, chlaniu, seksie, przemocy oraz handlu i kupczeniu tym wszystkim świat wczesnego baroku wydaje się wyjątkowo bliski temu naszemu, w którym oszalały psychopata postanowił – bez względu na koszty – zaspokoić swoją zdziczałą żądzę władzy, zabijając dziesiątki tysięcy ludzi i wyganiając z domów miliony. Gdy Caravaggio mówił o ciemności, w której chciał się tylko ukryć, nie można było nie myśleć o mieszkańcach Mariupola czy innych ostrzeliwanych miast, którzy pod osłoną nocy wychodzą z piwnic i bunkrów, żeby zaczerpnąć powietrza, najmniej wtedy ryzykując, że zostaną zabici. Zwłaszcza że jaskrawe światło wybuchających iskanderów zwiastuje im śmierć, dzień zaś niesie ze sobą niebezpieczeństwo polowania, w którym opatrzność każe im odgrywać rolę łownej zwierzyny. Pomyślałem, że człowiek nie zmienił się od końca XVI wieku ani na jotę, mimo nowoczesnych technologii chodzi nam tylko o władzę, seks i pieniądze. Smutne to wszystko niesłychanie.
Spektakl zrealizowany jest zjawiskowo – znakomity jest tekst Agaty Dudy– Gracz, wspaniała jej scenografia i kostiumy, a także muzyka Łukasza Wójcika, znakomicie budująca klimat i dramaturgię przedstawienia. Reżyserskie pomysły Dudy–Gracz zapierają dech w piersiach: gdy na scenie pojawia się na przykład milczący papież w towarzystwie dwóch rozpuszczonych i zniewieściałych kardynałów-lizusów, publiczność bierze głęboki oddech, figura papieża ma bowiem zamiast ludzkiej twarzy pysk mopsa. Gdy chwilę po spotkaniu z Ojcem Świętym Caravaggio pada na kolana, żeby przez kilkanaście sekund wraz z pozostałymi na scenie postaciami chodzić na czworakach i meczeć jak owce, wszystko staje się jasne. Owczarnia pańska jest całkowicie pozostawiona samej sobie, ich ziemski przewodnik nie jest bowiem skupionym na swoim zadaniu surowym psem pasterskim, tylko francuskim pieskiem pokojowym przebranym po bizantyjsku w kilogramy kosztowności. Czy można krócej i celniej skrytykować kościół katolicki za to, że porzucił swoje powołanie i oddał się we władzę mamonie i żądzy władzy? Podobnych skrótów teatralnych jest całe mnóstwo, świetnie też przeprowadzony został wątek Leny, od śmierci której cały spektakl się zaczyna i na której się kończy. Choć aktorzy mają do dyspozycji błyskotliwe dialogi, sens spektaklu spełnia się w działaniu i obrazach – w końcu mówimy o jednym z największym malarzy w dziejach świata. Tomaszowi Wesołowskiemu należą się wielkie brawa za choreografię. W związku z tym, że życie malarza opowiadane jest poprzez jego dzieło, co rusz mamy do dyspozycji ruchome obrazy, skonstruowane z ciał aktorów i rekwizytów. Praca choreografa polegała więc tutaj na malowaniu obrazów ruchem, żeby na chwilę zatrzymać teatr w postaci osobliwych fotogramów, stop-klatek rozgrywającej się gdzieś pod ich powierzchnią opowieści. Dzięki fenomenalnej pracy Wesołowskiego, Dudy-Gracz oraz niewątpliwie całego zespołu Teatru Dramatycznego w Kłajpedzie, obrazy Caravaggia nie tylko jawiły się nam przed oczami jak żywe, ale – pokazując nam jego życie w obrazach – przetwarzały jego twórczość w rodzaju filmu, składającego się z kolejno zaprezentowanych klatek; taki rodzaj osobliwej autobiografii malarza w fotogramach. Wszystko to jednak nie byłoby możliwe, gdyby nie światło Katarzyny Łuszczyk, bez której kunsztu nic by się tu nie udało. Nie widziałem dotąd trudniejszego zadania dla reżysera świateł, a to dlatego, że światło nie jest tu zwykłym elementem przedstawienia, lecz protagonistą – główny bohater przez całe życie (i przez cały spektakl) wadził się właśnie ze światłem albo jego brakiem, który nazywamy przecież ciemnością. Łuszczyk poradziła sobie znakomicie: nie tylko „świeciła” obrazy Caravaggia, co jeszcze można było podpatrzeć od biedy na reprodukcjach, ale przede wszystkim, używając sztuki mistrza, „świeciła” kongenialnie do jego twórczości – jego sceniczne życie. Za te dwie godziny piękna należą się jej wszelkie nagrody, zresztą pozostałym twórcom także. Aktorzy byli absolutnie rewelacyjni, dlatego – w hołdzie dla ich pracy – wymienię ich tu wszystkich: Liudas Vyšniauskas, Cezary Studniak, Maciej Maciejewski, Bartosz Roch Nowicki, Jonas Viršilas, Justina Vanžodytė, Kamilė Andriuškaitė, Eglė Jackaitė, Alina Mikitavičiūtė, Regina Šaltenytė, Samanta Pinaitytė, Sigutė Gaudušytė, Renata Idzelytė, Simona Šakinytė, Toma Gailiutė, Rimantas Pelakauskas, Donatas Švirėnas, Vaidas Jočys, Karolis Maiskis, Linas Lukošius, Rytis Veverskis, Alius Veverskis, Mantvydas Poškus, Lukas Feser, Darius Matevičius, Romualdas Matulionis, Linas Bagdonas, Antanas Razgauskis.
Agata Duda-Gracz zrobiła jedno ze swoich najlepszych przedstawień –
zwięzłe, konsekwentne, głębokie, mądre i poruszające. Fascynujące jest w
nim również to, że sama autorka jest w jakimś sensie malarką, bo czymże
jest teatr jak nie sekwencją obrazów. Czy spektakl o Caravaggiu jest
zatem spektaklem autobiograficznym? Tego się nie dowiemy, ale powstał
przecież w głowie Agaty Dudy-Gracz. Gdyby sparafrazować jego tytuł,
można by ten „nadspektakl” nazwać: Między słowami Liudasa czyli „Walka o duszę Micheleangela Caravaggia” według Agaty Dudy-Gracz. No właśnie, według Agaty Dudy-Gracz.