OGLĄDAŁAM "Króla Mięsopusta" na normalnym przedstawieniu, to znaczy nie na premierze prasowej. I już na wstępie chciałabym zauważyć: reakcja widowni była taka, jaką teatr tylko może sobie wymarzyć. Idziemy do teatru, bardzo się spieszymy na tę godz. 19.30, wpadamy nieraz tuż przed trzecim dzwonkiem. Zasiadamy na widowni, będąc jeszcze w swoim świecie - w świecie własnych spraw, codziennych trosk - naraz ten drugi świat, wyczarowany przez teatr, zaczyna nas wciągać, wciąga coraz bardziej, tak że o własnym zapominamy. Na "Królu Mięsopuście" w procesie teatralnego oddziaływania jeszcze jedno stadium daje się zauważyć po stronie widzów: stadium zaskoczenia. Ludzie przyszli się bawić. Śmiech pusty, z którym tu i ówdzie ktoś jakby awansem wyskoczy, przygasa, wreszcie cichnie. Koniec pierwszego aktu nazwałabym krytycznym momentem sztuki. Jeszcze nie wszystko jest jasne, jeszcze ludzie pytają, co ta sztuka w ogóle znaczy. Ale w
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 130