- Spektakl co tydzień będzie miał swoją premierę, ponieważ za każdym razem zagra inna gwiazda, np. Paweł Deląg, Ewa Szykulska czy Bartosz Kasprzykowski. Żadna z tych osób nie zna scenariusza. O tym, co ma grać dowiaduje się dopiero po wyjściu na scenę. Sam grałem w podobnej sztuce i miałem niesamowitą frajdę podczas spektaklu - mówi LECH MACKIEWICZ, rezyser "Drzewa" w Białymstoku.
Z aktorem Lechem Mackiewiczem, właścicielem Teatru Auto Da Fe w Australii oraz reżyserem spektaklu w białostockim Teatrze Dramatycznym, rozmawia Anna Mikiciuk Kurier Poranny: Do Białegostoku przyjechał Pan do pracy. Jest Pan reżyserem tajemniczego i niezwykłego spektaklu Tima Croucha "Drzewo" w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki. Nie mówi Pan wiele na jego temat, nie chce zdradzić aktorów, ani fabuły. Lech Mackiewicz: Bo ta sztuka to jedna wielka tajemnica. Nie tylko dla widzów. Ale też dla grających w nim aktorów. Na tym właśnie polega mój eksperyment. Skromna scenografia, występuje tylko dwóch aktorów, w tym jeden, o którym widzowie dowiedzą się dopiero na scenie. Spektakl co tydzień będzie miał swoją premierę, ponieważ za każdym razem zagra inna gwiazda, np. Paweł Deląg, Ewa Szykulska czy Bartosz Kasprzykowski. Żadna z tych osób nie zna scenariusza. O tym, co ma grać dowiaduje się dopiero po wyjściu na scenę. Fabułę zna tylk