Jacek Sieradzki po raz trzynasty subiektywnie ocenia w wakacyjnym przeglądzie artystów polskich scen.
Gustaw Holoubek - i trzeba specjalnie podkreślić, że właśnie on, zagorzały kibic - w niedawnym wywiadzie wystąpił z prawdziwą furią przeciw nazywaniu "teatrem" nędznego komedianctwa na boiskach piłkarskich, gdy zawodnicy symulują faule albo odgrywają poszkodowanych, choć to oni sami chwilę wcześniej skopali kostkę przeciwnika. Takie porównania, grzmiał wielki aktor, obrażają teatr. Miał rację. Warto by poszukać prawnej możliwości objęcia nazwy sztuki scenicznej ochroną taką jak znak towarowy. Przestalibyśmy wreszcie słyszeć, gdy pijani opoje z drągami chowanymi za plecy recytują wyuczone frazesy o prawach związkowych, gdy wysłużeni artyści polityki bez wdzięku wchodzą w emploi "pierwszej naiwnej", gdy halabardnicy życia społecznego natrętnie wykorzystują swoje przypadkowe pięć minut "na scenie", gdy władcy biznesu zwanego telewizją publiczną, właśnie dorżnąwszy Teatr Telewizji, drapują się w togi zatroskanych obrońców kultury,