Po spektaklu jesteśmy wycieńczeni. Chwiejnie wychodzimy do światła, z rozmazanymi twarzami i swędzącymi oczyma. Pokorni i wdzięczni. Sztuka wróci na scenę w 2015 r. Dyrektorka teatru Sophia Artin oświadcza, że to musi nastąpić, sztuka jest zbyt ważna, by już z niej rezygnować. Skąd teatr weźmie środki na sfinansowanie tego wszystkiego jest niejasne. Nawet budżet na rok 2014 nie jest jeszcze domknięty - po spektaklu "Naszej klasy" w Teatrze Galeasen w Sztokholmie pisze Tove Lifvendahl w Svenska Dagbladet.
Światło na sali przygasa, a 94 osoby na widowni cichną i całą uwagę kierują ku scenie, która zaczyna się tam, gdzie stoi pierwszy rząd. Jesteśmy tak blisko, że wyciągając rękę możemy dotknąć aktorów. Ich spojrzenia spotykają się z naszymi. Przed spektaklem przeczytałam recenzję Larsa Ringa w Svenska Dagbladet (z dn. 28.09.2013 - nazajutrz po szwedzkiej premierze [przyp. tł.]) noszącą tytuł "Wędrówka po piekle wśród tego, co nieludzkie". Jestem przygotowana, ale jednak zupełnie bezbronna. W połowie przedstawienia - jest wtedy krótka przerwa - ogarnia mnie płacz. Sztuka, którą przeżywamy to "Nasza klasa - historia w XIV lekcjach" napisana przez Tadeusza Słobodzianka i wystawiona w Teatrze Galeasen w Sztokholmie. To opowieść o ludziach z małego miasteczka Jedwabne, którego polscy mieszkańcy, 10 lipca 1941 roku, zamknęli tysiąc swoich żydowskich sąsiadów w stodole, podłożyli ogień i wszystkich spalili. W polskiej historiografii winą za