Przez prawie dwie godziny na scenie nie dzieje się prawie nic. Dialogi zdają się nie mieć końca, a publiczności zasiadającej z trzech stron sceny zdarzy się nieśmiało zerkać na zegarek - o "Wyzwoleniu" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.
"Wyzwolenie" [zdjęcie z próby] Stanisława Wyspiańskiego to dramat, z którego autor uczynił wypowiedź na temat świadomości narodowej, ale opowiedzianej w sposób wyjątkowy, bo operujący chwytem teatru w teatrze. Za jego pomocą ujął istotę konfliktu dramatycznego, w którym tragedia Konrada wyraża się w niemożności wyjścia poza sceniczny gest, odbierający siłę realnego działania. Z tego właśnie powodu scena z Maskami stała się najważniejszym elementem świata tego dramatu, ale i przedmiotem szczególnego zainteresowania Waldemara Zawodzińskiego, dla którego "Wyzwolenie" miało być spektaklem o dojrzewaniu, gdzie dialog między Konradem a Maskami staje się próbą samodzielnego myślenia. Dlatego też wprowadzenie na scenę adeptów sztuki aktorskiej łódzkiej filmówki, mogło wydawać się interesującym tropem interpretacyjnym, dzięki któremu możemy dowiedzieć się od młodego człowieka, jakich "wyzwolin" będzie twórcą i czym jest wolna wola,