W RAMACH uczczenia 50-lecia śmmerci poety po raz pierwszy w Polsce Ludowej mieliśmy możność ujrzeć "Wyzwolenie". Trzeba było przezwyciężyć niemało zadawnionych oporów i nazbyt łatwych choć bardzo wątpliwych uogólnień, by móc się zbliżyć na nowo do poety, usiłującego wsłuchać się ongiś w bicie serca narodu. Gdy na sobotniej premierze w Teatrze Narodowym w radosnym wzruszeniu ujrzeliśmy nareszcie tę wcieloną wizję Polski z r. 1902, nasunęła nam się myśl o związku, jaki zachodzi między Polską "ówczesną" a "współczesną". Ten związek mimo olbrzymich przemian, jakie zaszły, jest bliższy niż nam się zdaje. I Wyspiański wcale nie jest tak historyczny i niewczesny, jak wielu mędrcom dnia dzisiejszego dotąd się zdawało. Nie będziemy usiłowali w tej krótkiej recenzji rozwiązywać zagadek "Wyzwolenia", których jest dotąd - mimo olbrzymiej literatury o nim - wiele. Urok romantyzmu przeszłości, od którego stara się wyzwolić naród w
Tytuł oryginalny
"Wyzwolenie" - po latach
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Pracy nr 53